Autor |
Darcy
Wpaniałe/li czarodziejki/wiedźmy/magicy
Dołączył: 25 Gru 2005
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chmurna Wieża
Wto 16:47, 10 Sty 2006
|
|
Wiadomość |
Coś nie o Winx - czyli przygody Melanie Brown :P
|
|
|
Rozdział 1
W szpitalu pewnego małego miasteczka pod Anglią, Rutchen urodziła się śliczna i zdrowa dziewczynka imieniem May. Miała niesamowite turkusowe oczy, w których odbijała się twarz jej matki. Była bez pracy i miała dzięki temu mnóstwo czasu dla swojej ślicznej córeczki.
Tuż obok niej leżało zawiniątko w którym było małe niemowlę. Urodziło się tego samego dnia co May. Była to Melanie Brown, córka pięknej i znanej pisarki Susan Brown, podziwianej przez wielu krytyków. Niestety zmarła ona tuż po urodzeniu córki. Wszyscy czytelnicy jej dzieł i rodzina byli pogrążeni w żałobie po Susan. Ojciec Melanie Mark Brown był wiecznie zapracowany i siedział w banku od poranka do poranka. Niekiedy wracał do domu, ale tylko w nocy, a dziś ponownie nie mógł wyjść z pracy na poród własnej córki.
Kiedy Susan umarła, matczyną opiekę nad Melanie przejęła jej zwariowana ciotka Anna. Anna była przeciwieństwem Susan. Miała krótkie czarne włosy, kocie oczy i wredny uśmieszek, który nigdy nie odrywał jej się z twarzy. Kiedy Melanie trochę podrosła zaczęła zauważać coraz częściej, że jej ciotka chodzi od pokoju do pokoju mrucząc coś pod nosem i robiąc dziwne, śmieszne miny. Bardzo ją to denerwowało. Była samotna w wielkim domu Brown`ów o stu pokojach i ogromny ogrodzie. Porzuconym ogrodzie jej matki Susan.
Kiedy Melanie miała około 11 lat wyprowadziła się wraz z rodziną z Rutchen do Thais, gdzie poznała niesamowitą dziewczynę, troszkę od niej starszą, Jackie.
Jackie była miłą i pogodną dziewczynką, której uśmiech chyba nie opuszczał nigdy. Melanie kochała ją jak własną siostrę. Melanie i Jackie spędzały ze sobą bardzo dużo czasu w domu Jackie. Był on wesoły jak ich właściciele. Rodzice Jackie byli bowiem przyrodnikami i ze swoich wypraw przynosili do domu mnóstwo pamiątek. Malenie najbardziej podobaj się piękny, żółto beżowy motyl.
Niestety z powodu pracy pan Brown musiał znowu zmienić miejsce pracy, więc rodzina Melanie znowu musiała się przeprowadzić do zapadłego w gospodarkę miasta Hutsen.
Melanie była tym szczerze załamana, a Jackie na pocieszenie podarowała jej motylka mówiąc:
„Gdy będzie Ci smutno, pomyśl o mnie. Nie zapomnij o mnie. Będziemy przyjaciółkami na zawsze!”
Melanie zawsze kładąc się spać myślała o tych słowach, zastanawiając się, dlaczego opuściła swoją „siostrę”. Tak strasznie za nią tęskniła. Nieraz przed oczami widziała obraz, w którym ubrana w pidżamę tańczyła najnowszy hit. Razem z Jackie. Kiedy tamte czasu jej się przypominały, po poduszce płynęły maluteńkie łezki. Samotne jak ona
1 września, kiedy Melanie miała już 14 lat i miała iść do nowego gimnazjum. Bała się go jak ognia, nie chciała się nawet myśleć o nim ,a co dopiero ruszyć z łazienki obskurnego domu w którym mieszkała. Siedziała na wannie czesząc swoje długie, czarne jak węgiel włosy i patrzyła też na swoje oliwkowe oczy. Silnie myślała także o swoim „kartoflanym” według niej nosie. Uważała, że nie jest ładna, wręcz przeciwnie – brzydka.
„Dlaczego jestem taka nieładna? Ponoć moja matka była jak piękna ja płatek róży. Miała śliczny mały nosek, złote włosy jak pszenica i zielone ja trawa oczy. Do tego miała talent pisarski, a ja nawet nie radzę sobie z ortografią!” –rozmyślała myjąc zęby
- Kotek! Wychodź, bo spóźnisz się do szkoły, a to przecież twój pierwszy dzień! Chłopcy uciekną! – odezwał się głos spod drzwi. To była Anna.
- Ciociu, o czym ty mówisz? – odparła Melanie wzdychając. To była stara śpiewka Anny, która bardzo ją denerwowała.
Wyszła z łazienki i podążyła ku schodom. Weszła na piętro, do swojego pokoju i rzuciła smętne spojrzenie swojemu nowemu szkolnemu mundurkowi. Był szary i smutny. Składał się z krótkiej spódniczki (czarnej) , bluzki (białej) i krawatu (czarno-szarego). Do tego dochodziły jeszcze białe podkolanówki i czarne lakierki. Powoli ubrała się niego co chwila patrząc w lustro. Gdy już była gotowa do wyjścia ostatni raz rzuciła okiem na siebie. Odziana mundurkiem, bez skazy. Zaczęła się śmiać. Nie dlatego, że było to zabawne, ale chciała dodać strojowi otuchy. Rozejrzała się po swoim zagraconym pokoju szukając spinki do krawatu, gdy jej wzrok padł na starą fotografię. Miała około 14 lat. Wzięła ją do ręki i zobaczyła na niej swoją matkę. Ta sama która uśmiechała się do niej każdej nocy w jej snach. Tak bardzo jej brakowało matki. Malutka łezka spłynęła jej po poliku. Mimo, że nie znała matki kochała ją. I to bardzo mocno. Z transu obudził ją dźwięk klaksonu. Przyjechał autobus szkolny.
Zbiegła szybko po schodach chwytając za sweter, ponieważ było zimno i wyszła na ogród.
Biegnąc w ostatniej chwili wskoczyła do autobusu. Zauważyła, że wszyscy się na nią patrzą, więc powoli poszła na koniec autobusu, usiadła na siedzeniu. Oparła głowę o okno i zaczęła zasypiać. Jednakże nie było to możliwe. Jej nowa klasa nie spodobała jej się. Co chwila obrywała papierowymi kulkami i samolocikami. Jednak dzielnie to zniosła.
Kiedy wysiadała, pomyślała, że dokuczające dzieciaki to pestka w porównaniu z ogromnym budynkiem szkoły. Nagle przed oczami pojawił się jej obraz płonącej szkoły. Widziała każdy detal. Straszny żywioł chłonął budynek, jakby to było dla niego ziarenko pasku. Szybko ocknęła się i rozejrzała po okolicy. Zauważyła plac z szarego marmuru z jakimiś napisami. Gdy podeszła bliżej zobaczyła że te napisy to zwykłe nazwy klas. Podeszła do dziewczyn z II „a” które rozmawiały jak najęte. Spróbowała zacząć rozmowę:
- Cześć, nazywam się Melanie - przedstawiła się – a wy?
- A my nie! – odpowiedziały chórem dziewczyny
Melanie łatwo się nie poddawała, więc spróbowała jeszcze raz:
- Jestem tutaj nowa i chciałam was zapytać, czy pokazałybyście mi szkołę…
- Phi… Słyszałyście ją? –odezwała się blondynka - Dziewczyno, nie wiesz z kim rozmawiasz, my jesteśmy…
-Nie wiem kim jesteście, bo się nie przedstawiłyście! – przerwała jej zdenerwowana Melanie. Zorientowała się, że u dziewcząt nie ma już szans. Patrzyły na nią psim zębem.
-Słuchaj, nie podnoś na mnie głosu, rozumiesz? Nic nas to nie obchodzi, że jesteś nowa! A tak przy okazji, żebyś się nas nie czepiała o szczegóły jestem Rouge ta ruda to Rebeca a tamta to Rachel – odpowiedziała z ironią w głosie Rouge
- Miło mi…
- Ta nam też…
Między Melanie a Rouge nastała niezręczna cisza. Melanie odwróciła się pięcie i podeszła do chłopaka w dużych okularach i blond włosach. Wydawał jej się milszy niż tamte ważniaczki
- Cześć, jestem Melanie, jestem tu nowa, a ty? – zaczęła od nowa Melanie
- Ja jestem Tom. Widzę, że Rouge, Rebeca i Rachel cię zignorowały… - odparł zgodnie z prawdą Tom
- Niezupełnie… Troszkę sobie porozmawiałyśmy… - powiedziała Melanie patrząc na czubki swoich butów
- Jasne. Wiesz, jeśli one cię nie znoszą, to reszta klasy też. – odrzekł Tom
- Prawo klasowej „dżungli” ? – zapytała Melanie ze śmiejąc się
- Tak. Mnie też nie lubią. Ale ja się tym nie przejmuję. –powiedział bez ogródek Tom
- Mnie też jest obojętne. Wole być nie lubiana, niż podlizywać się tym wiedźmom.
Zaczęli się śmiać, kiedy nagle za ich plecami rozległ się oślizgły głos Rouge:
- Jak nas nazwałaś? Ty jesteś wiedźmą, bo zadaję się z tym głupkiem! Nikt go nie lubi, bo…
- Wy go nie lubicie, tak? –zapytała Melanie z ironiczną nutką w głosie
Rouge posłała Melanie zabójcze spojrzenie. Melanie wygrała.
- Chodźcie dziewczyny, bo jeszcze zarazimy się od nich jakiś okropnym trądzikiem!
Rouge skinęła głową na Rachel i Rebecę i odeszły.
- Co ty…? CO?! Ała!!! - Melanie pisnęła z bólu, ponieważ Tom nadepnął jej na stopę
- Zwariowałaś? Zwariowałaś? Całkiem ci odbiło?! – wrzeszczał Tom
Kiedy Melanie się trochę uspokoiła spojrzała wymownie na Toma i rzekła
- Dlaczego to zrobiłeś? To bolało!
- Przepraszam. Nie chciałem, ale spasuj! One naprawdę potrafią wepchnąć nóż w plecy… - stwierdził Tom
- Skąd wiesz? – zapytała Melanie
- Rok temu ja byłem tu nowy. Rachel, Rouge i Rebeca dokuczały mi z powody moich grubych szkiełek – to mówiąc zdjął okulary – i to wszystko.
- Wyśmiały cię z powodu okularów? Przecież to głupie i na poziomie 5 latka! – krzyknęła Melanie niedowierzająco
-To prawda, ale nic na to nie poradzę. Och, cicho! Dyrektor tam jest, lepiej się ustaw!
To była faktycznie prawda. Na małym podium stanął starszy, zdecydowanie grubszy pan w brązowym garniturze. Miał wąsy i brodę a`la Święty Mikołaj.
Gdy rozejrzał się po placu wziął od wysokiej kobiety w tweedowej sukience mikrofon, przemówił:
- Uczniowie! – krzyczał do mikrofonu - Proszę, ustawcie się na swoich miejscach i nie wierćcie !
Dyrektor był bardzo zdenerwowany. Wszystkie dzieciaki biegały po całym placu.
- UCZNIOWIE!!! –wrzasnął na całe gardło
W ten oto sposób wszyscy podeszli posłusznie pod swoje klasy. Melanie nie wiedziała, czemu dyrektor odstawia takie sceny. Chciało jej się śmiać. Tom szepnął jej jednak do ucha:
- W żadnym razie się nie śmiej!
Melanie więc ugryzła się w język i od razu uspokoiła.
- Zaczyna się nowy rok szkolny. Dlatego proszę powitajmy nowych uczniów I klas!!!
Tutaj zabrzmiały gromkie brawa. Melanie widziała, że Tom klaszcze, więc ona też to zrobiła.
-A III zmobilizujmy do nauki! To wasz ostatni rok ! Ten rok zależy o waszym przejściu do liceum ! A więc Block zapowiadam ci, lepiej uważaj ! – to mówiąc spojrzał na chłopaka w brudnych dresach, który wcale, a wcale się tym nie przejął, a następnie uniósł głowę ku górze - O nie!
Wszystkie głowy zwróciły się ku zachodniemu skrzydłu szkoły z którego wydobywał się dym. Wybuchł pożar. Wszyscy wokoło Melanie zaczęli w panice uciekać na oślep. To wszystko wyglądało tak, jak wtedy. W wizji Melanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|